Ulfhednar Hird Ireland

Ulfhednar Hird Ireland

About

Ulfhednar Hird Ireland- Pewnie większość z was zastanawia się co to za nazwa, kim są ci ludzie?! Już odpowiadam, na nurtujące pytanie. Jesteśmy grupą przyjaciół połączonych wspólną pasją do historii. Tylko wiecie, nie taką historią jaką mieliście bądź macie w szkole. My postawiliśmy na rekonstrukcję, wybrane ramy czasowe dotyczą wczesnego średniowiecza, konkretnie życia Wikingów oraz Słowian. Odkrycia archeologiczne stanowią trzon naszej grupowej egzystencji. Na nich opieramy swoją wiedzę na temat uzbrojenia, oraz życia codziennego. Permanentnie rozwijamy swoją wiedzę, którą bardzo chętnie dzielimy się z innymi. Wiele lat temu nasz drakar dotarł do wybrzeży zielonej Irlandii, gdzie następnie się osiedliliśmy. Los sprawił, iż zostaliśmy rozsiani po całym kraju, głosząc wieczną sławę Ulfhednar. Można nas spotkać np.: w Cork, Sligo, Balinie,Limerick itp. W naszej grupie znajdziecie wojowników, walczących w stylu zachodnim jak i wschodnim. Pasjonatów zajmujących się rękodziełem (rzeźbiarstwo, wyroby włókiennicze). Mamy również zaplecze artystyczne, w postaci zespołu Ravensdale, który jest integralną częścią naszej drużyny. W Ulfhednar to Ty sam decydujesz kim chcesz być, czy droga przez Ciebie wybrana zawiedzie cię na szlak bogów wojny, czy wykorzystasz swoją kreatywność w zupełnie innym kierunku. Przede wszystkim liczy się dobra zabawa, śmiało można powiedzieć że staliśmy się dla siebie przyjaciółmi , a może drugą rodziną. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych na nasze eventy. Pozdrawiamy i mamy nadzieję do szybkiego zobaczenia!

Wszystkie symbole na tej stronie są związane z mitologią i przekonaniami naszych przodków i nie mają na celu promowania nienawiści

Team

Ingwar Szary

Jarl

Członek Starszyzny Ulfhednar Hird

Władca Ulfhednar

First 7

contact: jarl@ulfhednarhird.com

jarlunio

Gyda (Warlike)

Żona Jarla

Pani

Członkini Starszyzny Ulfhednar Hird

First 7

Frigg

Pani

Członkini Starszyzny Ulfhednar Hird

First 7

Riner

Rainer Bezbożny

Hovding

Członek Starszyzny Ulfhednar Hird

Huskarl 

First 7

Kasia

Pani

Wolny mieszkaniec Ulfhednar Hird

First 7

66296443_388842208420558_5672506815569461248_n

Panoramix

Starszy w Ulfhednar Hird

Skarbnik w Ulfhednar Hird 

wojownik

First 7

 

Panoramix

Eric

Staszy w Ulfhednar Hird

Seer / Bard 

Twórca Ravensdale

First 7

contact : raven.sivon@gmail.com

Lukan

Wolny mieszkaniec w Ulfhednar Hird

Wojewoda pośród Słowian Ulfhednar

wojownik

Kandydat do Starszyzny w  Ulfhednar Hird

Thorn / Ćierń

Wolny mieszkaniec Ulfhednar

Kronikarz / Głosiciel Prwa

wojownik

 

kontakt: kronikarz@ulfhednarhird.com

Wojciech

Niewolny mieszkaniec Ulfhednar Hird

wojownik

Karolina

Karolina

Niewolny mieszkaniec Ulfhednar Hird

Jarosław

Wolny mieszkaniec Ulfhednar Hird 

Rzemieślnik / wojownik

Odszedł do Nawii

71845823_2343735145891886_8590605143769088000_n
Emilie

Emilie

Niewolny mieszkaniec Ulfhednar Hird

Kasia

Wolny mieszkaniec Ulfhednar Hird

Serduszko Lukana 😉

24
72477946_379676006272651_4368855057207132160_n

Arno

Niewolny mieszkaniec Ulfhednar Hird

Muzyk

wojownik

Grzegorz

Niewolny  Ulfhednar Hird

 

66296443_388842208420558_5672506815569461248_n
66296443_388842208420558_5672506815569461248_n

Aleksandra

Niewolny mieszkaniec Ulfhednar Hird

 

Kacper

Niewolny  Ulfhednar Hird

 

66296443_388842208420558_5672506815569461248_n

Gallery

Events

                                                                                       

                                                                                                                   Pukając do bram Nawii

Gdy zebrali się już wszyscy, przyszło im stanąć w kręgu świętym, którego nikt z żyjących  przekroczyć nie miał prawa . Zaś w samym centrum stos pogrzebowy ustawiony został, a na nim ciało  brata naszego Jarosława spoczęło. I podarki składać żałobnicy zaczęli, by w zaświatach nasz kamrat ubóstwa nie doznał. Cisza nastała tak potężna, iż zdawać się mogło ,że bicie serc każdego z obecnych usłyszeć można było . Trwali tak wszyscy w bezruchu kompletnym, jakby sami bogowie czas zatrzymali siłą niezwykłą. Jak grom Peruna samego kołatki żerców wybrzmiały, następnie w stronę słońca wschodzącego, krąg otaczać zaczęli, w liczbie trzech ich było. Gdy wszyscy otoczeni przez nich zostali, słudzy bogów do środka kręgu weszli, tym samym ceremonię rozpoczynając.
 I tak jeden z nich w słowach swych zmarłego przywołał, i Jego dobre imię oraz uczynki wszystkim przypomniał. Gdy zdania ostatnie w głowach wybrzmiewały, pomiędzy żywych zszedł sam Vales, oznajmiając ,że dusza Jarosława wraz z nim do Nawii trafi. Lecz nim się to stanie, krew przelana w imię bogów zostać musiała. Wobec tego stos pogrzebowy podpalon został, na nim broń również złożona została. W tej jednej chwili wojownicy do walki, do krwi pierwszej zostali wezwani. 
Gdy bogowie walkę przyjęli składać ofiary czas im przyszedł. Miód oraz chleb jak tradycja nakazuje obdarowany im został, jedna  część w ogień złożona została zaś druga ziemi oddana była. Dziady przywołane również były, kilka chwil później cisza nastała, by duch w spokoju trafić w zaświaty mógł. 
Gdy stos a wraz z nim wszystkie podarki spopielone zostały, żercy krąg zamknęli drogą przeciwną niż ta ,którą  przybyli na początku ceremonii. Teraz wszyscy z obecnych na ucztę wielką zaproszeni zostali, by bawić się i dobrze wspominać przyjaciela naszego.


                                                                                                                 

                                                                                                                               

 

 

 

                                                                                                                                   Podsumowanie 

 Sezon  rozpoczęliśmy 16.03.2019 (Sligo) było to spotkanie zamknięte  pod nazwą Jarych godów. Tam właśnie po raz pierwszy miałem okazję poznać moja grupę. Miejsce, które wybraliśmy było położone w lesie, tuż przy jeziorze. Gdy tylko rozbiliśmy obóz na nasze głowy spadł ciężki deszcz, który padał  prawie do samego rana.
Chyba nigdy nie zapomnę następnego poranka, pierwszy raz w życiu spałem pod namiotem historycznym, wiecie takim bez podłogi.  Gdy rano wyszedłem na zewnątrz ze zdziwieniem i niedowierzaniem zobaczyłem, że wokół mnie leży pełno śniegu, to był ten moment, ta chwila, w której  podjąłem decyzję o przyłączeniu  się do Ulfhednar. Przyznam się szczerze zmarzłem okrutnie, ale było warto;)
Nasza dzielna kompania w tym sezonie zwiedziła całą Irlandię od zachodu do wschodu, z północy na południe, łącznie z Irlandią północna. Jednak na tym nie koniec, naszym  wojownikom udało dotrzeć się do odległego lądu jakim jest Polska, godnie reprezentując  Ulfhednar. Byli oni obecni  między innymi na festiwalu wikingów i Słowian w Ogrodzieńcu, oraz na jednym z największym  prestiżowym wydarzeniu na wyspie Wolin! Jak wspominali, nigdzie indziej nie świecie nie ma czegoś takiego jak Wolin( kto wie może uda mi się pojechać w następnym roku).  Część naszej dzielnej kompanii brała udział  w Comic con tullamore 18.05.2019. 13-15.09,2019 Hill of tara, bardzo chwaląc sobie ten event pod względem organizacyjnym, na imprezę zostali zaproszeni goście z poza Irlandii, Rosjanie, Węgrzy, Szwedzi, Niemcy itp.
 Teraz czas na przedstawienie sylwetki dowódcy wojsk Ulfhednar, Piotra. Piotr jest reprezentantem Irlandii w systemie Bohurt, który swoim nietuzinkowym stylem walki, zrównuje swoich przeciwników z ziemią. Ma na swoim koncie kilka medali między innymi w stylu Long sword.
 W czasie tego roku szeregi naszego obozu powiększyły się o kilka osób, co  osobiście nas bardzo cieszy. Pojawiliśmy się również na łamach miesięcznika MIR,oraz w kilku lokalnych gazetach.
Ostatnim wydarzeniem w tym sezonie był Wiec, na którym dyskutowaliśmy o wydarzeniach bieżącego roku oraz o  planach na najbliższą przyszłość. Niestety z przyczyn oczywistych nie mogę  ich tu ujawnić.   Dla mnie wiec miał charakter bardzo szczególny, ponieważ  właśnie w ten dzień, dokonano  ceremonii uwolnienia  mojej persony. 
Myślałem czy pisać coś więcej, ale chyba niema takiej potrzeby wszystko zostało opisane w wydarzeniach poniżej.  
Pozdrawiam  wszystkich serdecznie, niech  Bogowie was  prowadzą,  i mam nadzieję do przyszłego sezonu. Może ktoś zdecyduje się przyłączyć do naszej grupy? Zapraszamy!!!

                                                                                                                        Wexford 27-29.09.2019


Wexford był naszym ostatnim eventyem w tym sezonie,  na miejsce dotarliśmy w piątkowy wieczór. Ku  mojej małej prywatnej rozpaczy okazało się,  iż teren imprezy odbywał się na betonowym placu. Ja mam  naprawdę dużą wyobraźnię i potrafię akceptować różne przeciwności losu, jednak beton tego dnia mnie przerósł. Erick widząc moją rozpacz wpadł na genialny pomysł, w jakiś znany tylko jemu sposób załatwił nam nocleg w Irish National Heritage Park.   To miejsce jest po prostu niesamowite, wioski wikingów z różnych okresów, w tym nawet z czasów chrześcijańskich,  można tam znaleźć mały fort, a na wzgórzu niewielki zamek. Oczywiście jak najszybciej wysłałem nowe koordynaty do reszty naszej załogi. Tej nocy osiedliliśmy  się w jednej z wikińskich chat usytuowanych nad ogromnym jeziorem. Napiszę  to jeszcze raz klimat tamtego skansenu jest oszałamiający. Eric całkiem przytomnie stwierdził ,że trzeba nagrać jakiś kawałek z tego miejsca, tak też zrobiliśmy. Tego wieczora wszyscy  siedzieliśmy do późna, ciesząc się wzajemną obecnością.  
W sobotę rano wybraliśmy się na dokładny rekonesans okolicy, zwiedzając każdy zakątek parku, po śniadaniu przybyliśmy  do miejsca docelowego. Betonowy skwer zamienił się w pole namiotów, przyznam się szczerze , że trudno było znaleźć miejsce by się ulokować.  Przez wioskę przelewała  się rzeka turystów od samego rana do momentu, w którym pogoda postanowiła się popsuć, ale o tym za chwilę. Generalnie plan wyglądał następująco, ja wraz z Erickiem zapewniałem rozrywkę w formie muzycznej, dziewczęta prezentowały umiejętności rzemieślnicze, zaś reszta zajęła się walką. Jeśli chodzi o styl zachodni arena była pełna uczestników, zaś w stylu wschodnim było tylko parę osób z czego 70%stanowili wojownicy Ulfhednar. Całe wydarzenie prezentowało się dość dobrze, frekwencja dopisała zarówno od strony odtwórców jak i zwiedzających. Jak już pisałem powyżej, jedyną rzeczą niezależną od nas była pogoda, która  postanowiła najzwyczajniej w świecie się popsuć. Dla mnie w tym momencie event dobiegł końca, część z naszej załogi wróciła do miejsca wcześniejszego noclegu, gdzie spędziła udany wieczór.
Ps Jak później wspominał Jaro, w pewnym momencie jezioro postanowiło dołączyć do biesiady, przelewając się przez drzwi.  

                                                                                                                   Lucan 07-08.09.2019

Tym razem spotkaliśmy się w Dublinie , na lukan viking  festiwal. 
Sobota- miejscem docelowym stał się ogród włoskiej ambasady. Wojska najemne ruszyły na pomoc okupowanej placówki. Jak wiadomo wikingowie bywali wszędzie, więc dlaczego  by nie odwiedzić „terytorium” Włoch.  Szybko rozbiliśmy nasz obóz i wkroczyliśmy do walki ( oczywiście full contact). Bitwa odbyła się w dwóch turach, każde starcie trwało prawie 40 minut. W międzyczasie bitewnego  szału wraz z Erickiem trochę pomuzykowaliśmy, skupiając  wokół fanów średniowiecznej nuty. Dzień mijał wyjątkowo bardzo szybko, tradycyjnie nie biorąc jeńców. Paru z naszych towarzyszy musiało wspomóc innych wodzów, co niestety w rezultacie oznaczało opuszczenie przez nich naszego obozu. Pod wieczór mieliśmy prawdziwe dochodzenie, mianowicie ktoś Ercikowi  podprowadził trzewika ( tak dobrze czytacie, jednego!) Podejrzenia padły na przyjezdnego łapserdaka, rasy mieszanej(pies).  Na szczęście  okazało się, że but został spakowany przez jednego z nas. W dobrych humorach, przenieśliśmy swoje siły na nową pozycję. 
Niedziela- od samego rana mieliśmy świetny nastrój wspominając wcześniejsze wydarzenia ,przyznam że nie pamiętam kiedy ostatnio tak się śmiałem. Niestety nie było nam popróżnować , gdyż event zaczął się bardzo wcześnie. Ludzi, którzy przyszli pooglądać nasze zmagania było naprawdę  sporo, zawsze cieszy nas wysoka frekwencja odwiedzających. Praktycznie po śniadaniu ruszyliśmy w wielki  bój, wszystko było pięknie do momentu ,aż z mej  kwadratowej głowy spadł hełm, cóż lecącego miecza już nie dało się cofnąć. Przez chwilę było słychać takie „uuuuuuuuuu”, i wszyscy zamarli. Jednak Thor czuwał  nade mną i skończyło się  na lekkim przecięciu skóry. Tego dnia już nie mogłem walczyć dalej( ech, smuteczek). Z zazdrością patrzyłem jak wszyscy pozostali toczą pojedynki. Mojej kumpeli  Aśce zrobiło się mnie żal, więc wraz z jej towarzyszem życia Plamem, postanowili mnie trochę potrenować. Dzięki wam za to!!   Nawet nie wiem kiedy event dobiegł końca,  niekiedy mam wrażenie, że czas naprawdę gna jak dziki wiatr…
 Prawie zapomniałem napisać o pogodzie,  było  całkiem słonecznie i przyjemnie. 
Ps; Szkoda, że nie widzieliście naszego Jarla w jego zbroi i skórze wilka;) 

 

                                                                                                                       23.08.19 Greenway

  Na miejsce dotarliśmy w piątkowy wieczór. Nasza nawigacja okazała się „wspaniałym” przewodnikiem po miejscowych polach. Byliśmy w takich
miejscach, o których zapomnieli najstarsi z żyjących Irlandczyków. W jednej z polskich komedii jest taka scena, gdzie grupa  chłopaków musi
odnaleźć towarzysza. Mają trafić do starych poniemieckich bunkrów, w rezultacie odkrywają ,że są nad morzem tak około 300km od celu ich
podróży. Cóż z nami było bardzo podobnie, zamiast pola bitwy trafiliśmy nad morze, przez chwilę nawet mieliśmy plan by tam pozostać.
Niespodziewanie obudził się we mnie duch inkwizytora, gotów byłem spalić na stosie naszą nawigację posądzając ją o herezje.

Piątek-  nic tak nie mobilizuje człowieka jak kompletna ciemność, w której trzeba rozłożyć obóz.
Po wszystkim udaliśmy się na wieczerzę do obozu Deasy, to właśnie dzięki ich zaproszeniu mogliśmy pojawić się na imprezie.
Oczywiście Eric wraz z Arno czekali już na mnie z instrumentami, ledwo przegryzłem ostatni kęs jedzenia i już w moich rękach spoczął bęben.
Przez następne kilka godzin graliśmy, śpiewaliśmy, jednym słowem pełna integracja.

Sobota- Sobota była dniem treningowym, arena była zajęta praktycznie przez cały dzień. Zmagano się jak zawsze w dwóch stylach walki,
zachodnim oraz wschodnim. Styl wschodni to styl, który uwielbia Ulfhednar, trening wygląda zazwyczaj jak otwarty konflikt zbrojny.
Jarek przeszedł tego dnia swój chrzest bojowy jako walczący w full contact , przez cały dzień graliśmy, walczyliśmy i tak w koło.
Wieczór przyniósł bardzo ciekawy obrzęd, mianowicie  odbyła się ceremonia, w której zostałem oficjalnie przyjęty w szeregi drużyny.
 W obecności Jarla, kapłana oraz starszyzny przybrałem swoje nowe imię.
Obrzęd był bardzo interesujący a zarazem  mistyczny, dlatego wszystkie szczegóły zatrzymam dla siebie.
 Chwilę później przyszedł czas na celebracje moich oraz Ilony urodzin.
Chłopaki wsadzili nas na tarczę unieśli do góry, po czym odśpiewali pieśń ku chwalę naszych żywotów.
Reszta wieczoru mijała pod patronem muzyki, śpiewali dosłownie wszyscy, śmiechów, tańców, ciekawych tematów nie było końca. Siedzieliśmy
tak do czwartej nad ranem.

Niedziela- poranek przyszedł naprawdę szybko, obóz był dostępny dla zwiedzających od samego rana.
 Na nasze szczęście pogoda była bardzo dobra, czego efektem była dość duża frekwencja zwiedzających. Pokaz walk odbył się w dwóch turach, w
przypadku pierwszej jak i drugiej zostaliśmy poproszeni o zrobienie tła
muzycznego na czas walki. Przypominam to już był trzeci dzień gdzie grałem na bębnie(pod koniec moje palce wyglądały jak parówki)
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, czas był bezlitosny  cały
event zbliżał się ku końcowi.

Czy byliśmy zmęczeni?- bardzo, ale wiecie to takie zmęczenie połączone z
niesamowitą ilością endorfin. Było naprawdę świetnie, aha prawie
zapomniałem  nasz obóz zyskał nową statuę, mianowicie posąg Światowida
wykonanego  przez Jarka.
Do zobaczenia w Dublinie na Lukan festiwal 07.09.19

 
 

                                                                                                                              Cork military 10.08.2019

Sierpień, piękna pogoda w całej Europie, no może z wyjątkiem małej wyspy Irlandii. Lato tego roku wygląda jak eksperyment szalonego naukowca, który potajemnie testuje maszynę do zaburzenia pogody. W ten cudowny weekend mieliśmy 30 stopni ciepła! 15 stopni w sobotę,15 w niedziele. Do tego wszystkiego szczypta huraganu i mamy wymarzone warunki do pleneru. Mimo wszystko postanowiliśmy zjawić się na evencie, mam tu na myśli część  załogi z Cork.  W przypadku reszty ludzi z innych zakątków, zakrawało by to na szaleństwo. Rozstawiliśmy  wyjątkowo mały obóz (jak powiada stare przysłowie „lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”). Mieliśmy okazję  powalczyć wraz z White horse, było nawet całkiem zabawnie, trochę pograliśmy  i to w sumie wszystko. Wiem ,że ta relacja nosi znamię biedy, ale cóż począć następnym razem ,mam nadzieję, opiszę trochę więcej. Proszę nie myślcie sobie, iż cały event był  w jakimś sensie niedostateczny, nic podobnego!  było wiele grup rekonstrukcyjnych  jak w przypadku wexford.
Jednak moje relacje skupiają się głównie wokół Ulfhednar. W Cork miałem okazję spotkać „starych” znajomych poznanych właśnie na Wexford military, pozdrawiam was serdecznie.
Następny przystanek Greenway 23-25 sierpnia. Do zobaczenia!!
Ps Mam nadzieję ,że ktoś to wszytko czyta 🙂

          

                                 

                                                                                                                                                       Kilmallock 13.07.2019

Tym razem spotkaliśmy się na Battle Of Kilmallock.
Event akcentowany był na rozwiązania siłowe, czyli walka, walka jeszcze raz walka.
Turniej był naprawdę trudny i wymagał dobrego kunsztu od wojowników. W potyczkach zmierzyło się kilkunastu ochotników. Eliminację odbywały się metodą 1 vs 1, Erick dotarł nawet do półfinału, wielkie gratulacje dla niego! Moim skromnym zdaniem reszcie Naszej załogi też szło całkiem dobrze, lecz jak wiadomo zwycięzca może być tylko jeden.
Jak już pisałem wcześniej system full contact jest naprawdę widowiskowy, swoją niepowtarzalnością przyciąga całą masę widzów. Teraz wyobraźcie sobie sytuację gdzie na przeciw siebie stoją dwie drużyny, jedna gotowa unicestwić drugą. Zdawać by się mogło, iż na krótką chwilę zamarło wszystko wokół. Znacie ten moment pozornego spokoju tuż przed burzą? Ciszę rozdał grom, grom huraganu stali spadającej na głowy walczących. Cóż to było za starcie, ostatnio coś takiego widziałem w jakimś filmie batalistycznym. Armagedon trwał prawie dwie godziny, w mojej opinii każdy z widzów był naprawdę usatysfakcjonowany widowiskiem, które tam zobaczył.
Dobra, dość o walce, teraz trochę z innej beczki. w dniu event’u postanowiliśmy zorganizować zbiórkę charytatywną, której celem było wsparcie finansowe osoby walczącej z nowotworem. Cała zebrana kwota została przesłana na konto potrzebującej(dziękujemy Wam wszystkim za okazane wsparcie!).
Tradycyjnie w obozie nie mogło zabraknąć muzyki. Do Naszej wesołej kompani dołączył Arno z Romanem. Jak mówi stare przysłowie „co dwie głowy to nie jedna”, to teraz było nas czterech. Szybko znaleźliśmy nić porozumienia, co zaowocowało kilkoma świetnymi pomysłami na nowe kompozycje. Jeszcze tego samego dnia w ruinach starego kościoła nagraliśmy 3 nowe numery. Jeden z nich dostępny jest do obejrzenia.
W szeregach Naszej drużyny powitaliśmy dwie nowe persony Jarosława oraz Arno. Jarek – w naszym obozie będzie zajmować się sztuką, a konkretnie rzeźbą w drewnie. Arno zasili szeregi Ravensdale.
Tradycyjnie omówię warunki pogodowe, to chyba był najbardziej gorący weekend tego lata.
Początkowo szacowana liczba odwiedzających miała wynieść 200 osób, w rezultacie końcowym wyniosła ona blisko 700.
Trevor zrobiłeś kawał dobrej roboty! Dziękujemy Ci za zaproszenie, to nasza kolejna wspólna impreza na której bawiliśmy się świetnie.
Do zobaczenia 10.08.19 W Cork, na Cork military show!!                  

                                                                                                  

                                                                                                             Cobh 30.06.2019

 Tym razem będzie krótko.
Początek będzie trochę   bardziej poważny. Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia jak to zwykle bywa wyruszacie do pracy. Pogrążeni we własnych myślach pokonujecie tą samą drogę, taka odwieczna rutyna. Dookoła wystawy sklepowe, typowy puls ulicy,jednym słowem proza życia codziennego, W jednej chwili czujecie zapach powietrza, w drugiej budzicie się w szpitalu, w stanie krytycznym. Okazało się bowiem że zostaliście napadnięci i brutalnie pobici przez bandę degeneratów. Pan Grzegorz Czerek, jest ofiarą wyżej wymienionego napadu. Jego uszczerbek na zdrowiu jest na tyle poważny, że potrzebuje pieniędzy na dalszą rekonwalescencje . Wraz z naszą grupą postanowiliśmy zebrać choć część z potrzebnej sumy. W rolę wolontariuszek wcieliły się Ilona wraz z Jagodą. Dziewczyny dzielnie, trwały na posterunku podczas trwania całego eventu. Następnie całą zebraną sumę, przelaliśmy na konto pana Grzegorza. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!
 Dzień był bardzo intensywny, zanim słońce zajęło na nieboskłonie pozycję w zenicie, obóz od dawana tętnił życiem. Z dumą muszę przyznać, że potrzebujemy coraz więcej miejsca dla naszej osady.
 Grafik był dość napięty: walka w stylu zachodnim, wschodnim, krąg honoru oraz zdrady, ragnarok, walka o most. Chwila odpoczynku i znów ruszaliśmy w bój. Z powodu kontuzji nasz Jarl, nie mógł brać udziału w walce na full contact. W jego zastępstwie został wystawiony Wojtek, dla Wojtka był to debiut, bez najmniejszego zawahania przyjął wyzwanie. 
Ku naszej radości do walki wszedł Panoramix, widzieliście kiedyś niedźwiedzia? takiej postury jest nasz kompan. Marcin na samym starcie ma +100 do zastraszania.
Generalnie wszystko szło bardzo dobrze, do momentu w którym Erick trafił kolanem na fragment betonu. Niestety uniemożliwiło to jego dalszą walkę… dwie minuty później „siedziałem” już w pełnej zbroi.
Erick zaś wcielił się w rolę narratora, on naprawdę robi to świetnie.
 Muszę przyznać że była to moja druga walka w systemie full contact. Erick, wraz z naszym Jarlem dodawali mi otuchy i pewności siebie, i wiecie co? udało mi się, wygrałem! Wygrałem swoją pierwszą walkę na full contact. Najlepsze jest to że wszyscy cieszyli się wraz ze mną. Takie momenty budują więzi w naszej grupie.
 Następnie przyszedł czas na świętowanie urodzin Łukasza (naszego małego wojewody) Wojownika o wielki sercu! Jak tradycja nakazuję, posadziliśmy solenizanta na tarczę zaśpiewaliśmy 100 lat, następnie wręczyliśmy mu prezenty.
 Pod koniec dnia wraz z Ercikiem zdążyliśmy jeszcze chwile pograć, ciesząc uszy publiki.
Właściwie zdałem sobie sprawę, że piszę tylko o męskiej części załogi, kompletnie zapominając o naszych wspaniałych niewiastach. Dziewczyny robią naprawdę kawał dobrej roboty w drużynie. Dlatego moje miłe pelargonie ślę wam z tego miejsca buziaka(wiecie to taka platoniczna miłość)
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, co było znakiem do wyruszenia w dalszą przygodę.
Widzimy się na Battle Of Kilmallock!

Ps: na samym końcu chciałem jeszcze zaśpiewać kawałek z filmu „Titanic” w wykonaniu Celiny, haha już widzę wasze reakcje. Wyobraźcie to sobie, drakar idzie na dno a kapela gra dalej. Przepraszam, musiałem.

                                                                                                     

                                                                                                               Limerick 22.06.2019

Noc Kupały, piękne słowiańskie święto sięgające czasów pogaństwa.

 Limerick, tradycyjnie zacznę od omówienia pogody. Słońce dało radę tego dnia,było naprawdę ciepło i przyjemnie. W miarę szybko rozbiliśmy Naszą osadę, natychmiastowo przyciągając całą masę widzów. Sam trening był nie lada atrakcją dla oglądających, co tak naprawdę stanowiło zaledwie preludium. Następnym punktem programu, była prezentacja uzbrojenia oraz taktyki stosowanej przez Wikingów. Zaraz po tym przyszedł czas na walkę w stylu zachodnim. W tej kombinacji biorą udział praktycznie wszyscy z obozu, którzy są w stanie utrzymać miecz w dłoni. Właśnie zdałem sobie sprawę, że jak do tej pory nie napisałem nic zabawnego, znacie to? przychodzi koń do baru… Zapomniałem reszty dowcipu.
Drugą odsłoną była walka w stylu wschodnim, mili państwo co tu mówić, toż to armagedon. Prawdziwa nawałnica stali zmieszanej z adrenalina. Tego naprawdę nie da się opisać, trzeba to przeżyć samemu, z naciskiem na słowo przeżyć. Na samym końcu, jako wisienka na torcie, przyszedł czas na ragnarok.
W tym roku miałem okazję poznać organizatorkę imprezy, Anię. Bardzo sympatyczna persona, obdarowała każdego z nas mieszanką ziół, które mają sprzyjać rozwojowi duchowemu ( ziół legalnych! bo ja już podejrzewam co poniektórzy mogą sobie myśleć). Ania nawet podarowała mi kozią skórę, którą otrzymała od swojego dziadka. Jak stwierdziła, komu się ona bardziej przyda jak nie Nam. Dzięki Ania!
Jako że imię Anna jest dość popularne i noszą je zazwyczaj fajne babeczki, przyszedł czas na poznanie kolejnej Ani, której pasją jest taniec. Tylko wiecie taki w klimacie, pełnego mistycyzmu, połączonego z enigmatyczną formą wyrażenia wartości empirycznych.
W honorowej asyście wojowników Ulfhednar, Ania z dumą i gracją wstąpiła na scenę, rozpoczynając swój spektakl.
Gdy słonce chyliło się ku zachodowi, przyszedł czas na kolejny etap podróży.
Z soboty na niedzielę zacumowaliśmy u mamy Łukasza, łącznie było nas około 18 osób.
Zaledwie parę dni temu, na świat przyszła najmłodsza członkini Ulhednaru. Była to doskonała okazja do wspaniałej konwersacji na temat Naszej egzystencji. Dobra żartuje, siedzieliśmy do 4 nad ranem, świętując urodziny małej (oczywiście za wyjątkiem kierowców, w końcu jesteśmy profesjonalistami). Gdy sobie tak biesiadowaliśmy i gaworzyliśmy usłyszałem ciekawą sentencję, oto ona ” wiesz stonka jest jak draże, tak fajnie chrupie w ustach”.

                                                                                                                Bantry 23.06.2019

W niedzielnych godzinach popołudniowych, wznowiliśmy naszą podróż. Punktem docelowym było Bantry. Łukasz całą drogę zasypywał mnie ciekawostkami na temat okolicy. Myślę, że świetnie sprawdziłby się jako przewodnik, mówię to całkiem poważnie.
W Bantry pogoda była idealna do puszczania latawców… z żelbetonu.
Jednak Beata miała nosa, trzeba jej to przyznać, jak na porządną organizatorkę, przygotowała się na ewentualne załamanie pogody. Cały event został przeniesiony do hotelu znajdującego się na przeciw placu planowanej imprezy. Bogom chwała za taka decyzję! prawdę mówiąc powoli rozglądałem się za miejscowymi składowiskami desek, myśląc sobie w duchu : co, ja arki nie zbuduję?
W hotelu rozbiliśmy Nasz obóz. Prawdę mówiąc zdecydowanie preferujemy otwartą przestrzeń.
Jak to zwykle bywa, podczas spotkań z widzami musieliśmy wyprostować kilka historycznych nieścisłości. Amerykańskie kino, bardzo często dodaje elementy fantasy, do filmów, które mają mieć charakter ściśle historyczny.
Chłopaki powalczyli w systemie full contact, jeden na jednego. Bój był iście zawzięty, miecze odginały się na hełmach jak by były zrobione z gumy. To naprawdę jest imponujący widok, zarówno dla laika jak i zawodowca.
Chciałem jeszcze raz podziękować Beacie, za zaproszenie Naszej Załogi na Święto Kupały.
Kolejny przystanek Cobh.

                                                                                                           

                                                                                                            

                                                                                                                     

                                                                                                                                Tralle 14.15.06.2019

Góry wszędzie, piękne góry, zaś tuż obok położone jest Tralle. Niepozorne miasteczko, ale wiecie, takie z duszą. Byłem tam pierwszy raz w życiu, zaś pod jego wrażeniem pozostaje do tej pory. Nasz Drakar dotarł do celu w piątek wieczorem. Reszta załogi czekała na nas już na miejscu. Kojarzycie efekt slow motion? w takim stylu wysypaliśmy się z samochodu (starość nie bierze jeńców). Rozbicie obozu poszło całkiem sprawnie. Zorganizowanie strawy wymagało trochę zachodu. Miejscowe pastwiska zostały zamknięte wraz z ostatnim promieniem zachodzącego słońca. Jednak misję ukończyliśmy sukcesem. Reszta wieczoru przebiegła na wzajemnej integracji wszystkich uczestników z poszczególnych grup. Prawdziwym przebojem były gumisie w wykonaniu Briann, jadłem je przez dwa dni (witaj nadwago). Walka… zgiełk, chaos, stosy pokonanych. Przemierzając pole bitwy z mieczem wyciągniętym ku górze, dziękując bogom wojny za zwycięstwo, doszedł mnie ledwo słyszalny szept ” dlaczego mnie dobijasz? Ja jestem w twojej drużynie”. W całym amoku, chłopakom pomyliły się strony konfliktu, nastąpił tak zwany” fiendly fire” (pól dni mieliśmy z tego niezły ubaw). Ragnarok* też był dosyć ciekawy. Wszystko za sprawą jednej z młodszych członkini Ulfhednar Anastazji – pseudo „kotecek”, która postanowiła zrobić niespodziankę w postaci balonów z wodą. Chyba nie muszę mówić co się tam działo. Jak już tradycja nakazuje, wraz z Erickiem, większość wolnego czasu spożytkowaliśmy muzykując. Bardzo miłym akcentem, było przyłączenie się do naszej wesołej kompanii dwóch białogłowych. Aki, takie imię nosi jedna z wyżej wspomnianych dziewcząt, usiadła obok nas, złapała jeden z instrumentów i zaczęła improwizować wraz z nami. Wszystko było tak spójne, jakbyśmy grali ze sobą od lat. Na sam koniec wieczoru, postanowiła zaśpiewać i znów zbieraliśmy szczęki z ziemi( mamy nagranie video, brawo My!!) Z wielkim zadowoleniem muszę przyznać, iż ilość publiczności przerosła Moje najśmielsze oczekiwania . Organizatorzy spisali się doskonale. Wielkie dzięki Wam za wszystko! prawdę mówiąc żal było opuszczać Tralee.
Czy wspominałem już o pogodzie? była doskonała!

*Ragnarok, jest konkurencją, w której uczestnicy tworzą krąg, na samym środku układając całą broń. Następnie wszyscy rozchodzą się na zewnętrzny promień kręgu. W tym czasie część sprzętu zostaje zabrana lub podmieniona na różne przypadkowe przedmioty np.: widelec, cebula, wiadro. Generalnie wszystko co znajdzie się w pobliżu. Na dany znak każdy biegnie do centrum koła, łapiąc co mu wpadnie w ręce. Wtedy rozpoczyna się bitwa.

                                                                                                               

                                                                                                 Wexford military show 01.06.2019

Kolejna wyprawa, kolejna przygoda…Piknik militarny w Wexford 2019. Pogoda, tym razem przywitała Nas prawdziwie skandynawską jesienną aurą (mimo, iż w kalendarzu nieubłaganie widzę datę 1 czerwiec). Jednak deszcz i wiatr nie straszne nam są. Zapakowawszy się w nasze 4 kołowe drakary ruszamy w drogę , pełni nadziei i optymizmu. Praktycznie przez cały czas trwania Naszej dzielnej eskapady, nad głowami wisiały ciężkie deszczowe chmury. Brakowało tylko, by puścić sobie smutną muzykę w radiu, i zacząć udawać, że gramy w jakimś teledysku. Dobra…za dużo piszę o tej pogodzie, zaraz dodam opisy przyrody i sami wiecie jak to się skończy #Orzeszkowa. Gdy już dotarliśmy do celu, na miejscu zostaliśmy przywitani przez Naszych Współtowarzyszy. Po krótkim odpoczynku w obozie, postanowiłem udać się na rekonesans okolicy. Uzbrojony po same zęby ruszyłem na żer. Uczucie, które mi towarzyszyło było wręcz niesamowite. Wiecie to jakby ktoś wynalazł wehikuł czasu (ale inny, niż ten o którym śpiewał Dżem). Ramy czasowe rozciągały się od wczesnego średniowiecza, po współczesne wojska kilkunastu krajów, w tym także bloku wschodnioeuropejskiego.
Obejrzawszy wszystkie atrakcje, wróciłem do Naszego obozu. Tradycyjnie jak już to bywa od jakiegoś czasu, na terenie Naszego bastionu (tak, używam tej nazwy z pełną świadomością) można posłuchać muzyki, inspirowanej średniowieczną nutą. Po zaprezentowaniu walorów, artystycznych, przyszedł czas na średniowieczną sztukę spuszczania łomotu. Odziani w pełną zbroję, przystąpiliśmy do walki na full contact. Prawie zapomniałem dodać, że przed samą walką odbyła się misterna ceremonia, w oparach ziół (tylko ziół). Wojownicy prosili o łaskę bogów, w drodze po zwycięstwo.
Muszę z dumą przyznać, że nasz pokaz ściągnął praktycznie wszystkich widzów, obecnych tego dnia. Czy wspominałem już że pogoda się zmieniła? było naprawdę słonecznie. Po zakończeniu pokazów, nastąpiła tradycyjna integracja z resztą obozowych grup. Były pogawędki o historii, dużo humoru. Niestety bardzo późno w nocy pogoda przypomniała o sobie, i znów spadł na nas ciężki deszcz, z bardzo silnym wiatrem. Rano postanowiliśmy z przyczyn od Nas niezależnych opuścić miejsce zbiórki. Tak też zrobiła większość pozostałych bywalców. Gdy już wracaliśmy, jakieś 5 km dalej, ku Naszemu zdziwieniu dostrzegliśmy słońce. To się nazywa ironia!

Do zobaczenia w Tralee 14-15 czerwca! Mam nadzieję, że tym razem pogoda dopisze. Jeśli nie, Ja naprawdę nagram ten teledysk.

                                                                                                          Portadown 10-12.05.2019

Celem naszej podróży była północna Irlandia. Event ,który odbywa się w portodown jest jednym z największych tego imprez w Irlandii.
Piątek po południu, gdy człowiek staje się wolnym( oczywiście tylko na weekend) wraz z Erickiem zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy ku  przeznaczeniu. Mieliśmy przed sobą naprawdę  bardzo długą  drogę do pokonania.  W czasie naszej podróży Erick  wskazał na miejsce, z którego zaczerpnął nazwę Ravensdale. Wyobraźcie sobie góry pokryte pięknymi, zielonymi lasami, małe, klimatyczne i jedyne w swoim rodzaju kolorowe doliny, jednym słowem można się zakochać, pewnie  myślicie sobie ach co za romantyzm, eeee… nic z tego! W samym środku tego malowniczego pleneru stoi sobie las, który wygląda jak by ktoś pokrył go czarna farbą, pamiętam moją  pierwszą reakcję na widok tego surrealizmu( czyli jednak ktoś wrzucił mi coś do mojej coli, kiedy poszedłem po frytki). Wraz z Erickiem podjęliśmy decyzję ,że musimy tam kiedyś pojechać i zostać na noc, ciekaw jesteśmy czy faktycznie las skrywa jakąś ciemną tajemnicę.
Gdy byliśmy jakieś 20 km od miejsca docelowego trafiliśmy na burzę, co nas dosyć mocno zmartwiło z każdym kilometrem było coraz gorzej.  Na miejscu okazało się iż deszcz padał wszędzie  tylko nie  tutaj, uf co za szczęście. 
Reszta dnia była taką standardową procedurą ,  rozbicie obozu, zorganizowanie prowiantu etc. Wieczór zaś przebiegł na wesołych rozmowach z innymi uczestnikami, było sporo grania, śpiewu,  czas minął naprawdę w świetnej atmosferze. 
Sobota-   od samego rana chodziłem  jak nakręcony, no tak zapomniałem wam wspomnieć na tym evencie odbywają się walki na drakarach. Tak, dobrze czytacie, mamy do dyspozycji dwie łodzie, na których toczą się walki.  Ok., ale po kolei, główną atrakcję stanowiła bitwa  na lądzie. Jak wspomniałem wcześniej  duża impreza przyciąga wielu uczestników, dlatego walka była naprawdę widowiskowa. Wojownicy naszego obozu wyruszyli w rytmie bębna wojennego, zaś   na samym przodzie pochodu dumnie  niesiono sztandar Ulfhednar. 
Gdy zakończono walkę na lądzie, przyszedł czas na morską bitwę. W łodziach  zameldowały się dwie załogi, gdy wszyscy byli gotowi ruszyliśmy w ciężki bój.  Generalnie wszystko szło gładko i przyjemnie do momentu, gdy jedna z dziewczyn nie ucierpiała na wskutek uderzenia wiosłem w twarz.  W tym momencie musieliśmy skończyć naszą morską bitwę( dziewczyna ma się dobrze, pytałem o nią na późniejszych eventach, wszystko jest w porządku).
Aron  syn naszego Jarla  też miał swoje 5 minut, prezentując publiczności „taniec dwóch mieczy”, wyglądało to naprawdę oszałamiająco, kiedy stal  wirowała z zawrotną prędkością w jego dłoniach. 
Dzień powoli chylił się ku końcowi,  niestety dla mnie oznaczał to czas powrotu do domu. Reszta naszej kompanii została do dnia następnego  miło spędzając czas, zaś wieczorem cieszyli się koncertem.
 I to by było na tyle z mojej relacji, do zobaczenia na kolejnej imprezie!

                                                                                                     Craggaunowen 04.05.2019 kilmurry, Clare

Już od samego rana chodziłem niezwykle podniecony, w końcu to mój pierwszy oficjalny event. Kilka godzin po skończeniu  zmiany w fabryce azbestu, przybył mój transport. Zapakowawszy  graty do samoch0du Łukasza ruszyliśmy w drogę. Przez cały czas byłem niezwykle  pobudzony, coś na kształt dzieciaka, który dostał wymarzony prezent. Po paru godzinach drogi dotarliśmy na miejsce, gdzie czekała już część naszej załogi. Nasz obóz został ulokowany koło wieży mieszkalnej z racji tego ,że był największy( tak duma mnie trochę rozpiera). Gdy wszystko było gotowe, Łukasz z Erickiem  zabrali mnie na zwiad. Moim oczom ukazała się wyspa na samym środku małego jeziora, a na niej osada otoczona palisadą . Zaledwie 200 metrów dalej była kolejna osada, dumnie stojąca w środku lasu, tak jak i pierwsza ta również otoczona była palisadą.
Przez następne  kilka godzin zjeżdżali się kolejni uczestnicy imprezy. Reszta wieczoru przebiegła na wzajemnej integracji.
Sobota- wraz z Erickiem udaliśmy się do wszystkich obozów organizując pobudkę, miałem w ręce bęben, każdy musiał się obudzić( wiem jestem podły;).

Pozwólcie że zmienię teraz sposób opisu poniższego wydarzenia.

Nasz drakar dotarł późnym wieczorem,   taki był plan naszego Jarla, który założył iż po zmroku dotrzemy nie wykryci przez wrogi zwiad  patrolując  pobliską okolicę. Tak też faktycznie się stało, ukryliśmy naszą łódź w pobliskich szuwarach, następnie w kompletnej ciszy przedostaliśmy się pod samą osadę. Dobrze zamaskowani oczekiwaliśmy na sygnał, który miał nadejść z fortu.  Powoli nastał świt, wraz z nim zwiększyły się wrogie patrole, niewiele brakowało a doszło by do pierwszej konfrontacji co mogło zdradzić nasze położenie. Gdy słońce było już wysoko nad  głowami, usłyszeliśmy przemarsz wojsk, które kierowały się do wioski. Były to wojska naszego sprzymierzeńca, a konkretnie osoby, która nas wynajęła do brudnej roboty. Za palisadą trwały negocjacje, my zaś powoli zakradliśmy się pod sama bramę. Wszyscy obrońcy fortu skupieni byli na wydarzeniach rozgrywających się w środku. Czułem jak krew buzuje w mych żyłach, miecz sam wyrywał się do walki. Spoglądnąwszy w oczy moich towarzyszy widziałem  to samo, wściekłość, gotowość do walki na śmierć i życie. Chwilę później do naszych uszu dotarł umówiony sygnał. Do ataku! wykrzyczał dowódca naszych wojsk. Pamiętam jak wielki Panoramix  trzymając ogromny pień drzewa, rozbił bramę fortu otwierając nam tym samym wejście  do wnętrza. Ruszyliśmy z dzikim okrzykiem miażdżąc obronę, która stanęła nam na drodze. Pamiętam istną nawałnicę mieczy, weszliśmy w obsadę fortu jak  rozgrzany nóż w  masło. Oponenci  nie mieli żadnych szans, kompletnie zaskoczeni naszym atakiem nie byli wstanie zorganizować jakiejkolwiek, sensownej obrony. Cios za ciosem padali na ziemię, oddając swego ducha. Gdy wszyscy  wrodzy  wojownicy polegli, z fortu zabraliśmy całe złoto oraz kobiety, każdy kto próbował się opierać został unicestwiony  na miejscu.
  Tak to wyglądało z perspektywy widzów, którzy przyszli oglądać nasze widowisko. Ten sam scenariusz powtórzyliśmy parę  godzin później. 
Następnie wszyscy udaliśmy się pod nasz obóz, gdzie odbył  się turniej w technice full contact ( czyli bez przebaczenia). Wojowników walczących w tym stylu było całkiem sporo, co pozwoliło na bardzo dobre widowisko. Walki były bardzo zacięte i wyrównane. Pamiętam ,że turniej wygrała Asia, gratulacje dla niej to bardzo dobry wojownik!
Tego samego dnia wraz z Erickiem mieliśmy po raz pierwszy zaprezentować nasz kunszt muzyczny.  Z wielką radością muszę przyznać ,że nasza muzyka cieszyła się dużym zainteresowaniem. Cały dzień był szalenie ciekawy i pełen niesamowitych wrażeń.  Pogoda nam dopisała, słońce świeciło przez cały weekend. Ku naszemu zdziwieniu  wielki talent taneczny ujawnił Łukasz ,że ja tego nie widziałem.  Piotr został okrzyknięty człowiekiem imprezą.  W doskonałych nastrojach szykowaliśmy się na kolejny event w Irlandii północnej.

 

Veles Art

Paintings and sculptures on the Slavonic, Nordic and Celtic topics. All the symbols on this page are related to the mythology and beliefs of our ancestors are not intended to propagate hatred.

Ravensdale

We are a Pagan Folk band, open to jamming with anyone who is willing to join us for some medieval tunes. As part of Ulfhednar Hird Ireland we will add the little extra atmosphere to the battlefield or your day to day life in the medieval realm.

You can find us at:

Recruitment

Sit amet consectetur adipiscing elit duis tristique sollicitudin nibh sit. Eu feugiat pretium nibh ipsum consequat nisl. Habitant morbi tristique senectus et netus et malesuada fames. Arcu felis bibendum ut tristique et. Amet venenatis urna cursus eget nunc scelerisque viverra. Odio ut sem nulla pharetra diam sit amet. Tristique senectus et netus et. Elementum sagittis vitae et leo duis ut diam quam nulla. Fames ac turpis egestas integer eget aliquet nibh. Habitant morbi tristique senectus et netus et malesuada. Donec adipiscing tristique risus nec. Elementum sagittis vitae et leo duis ut diam. Pellentesque habitant morbi tristique senectus et netus et malesuada fames. Faucibus et molestie ac feugiat sed lectus vestibulum mattis. Tempus egestas sed sed risus pretium quam vulputate dignissim. Consectetur adipiscing elit duis tristique sollicitudin.

Contact Us

info@ulfhednarhird.com